… nastaje, kiedy dni są ciepłe, słoneczko przygrzewa i razi w oczka siedzącym przy porannym śniadaniu.
jak było zimą:
- Mała, wstawaj, ale już! Do łazienki!
- nieeee chcę! nie idę! bunt, kopsanina pod kołdrą. Foch generalny. Nie dziwię się jej. Jeszcze 6 rano nie wybiła… Sama też bym focha strzeliła. Ale mnie nikt już nie popędzi…
- Młody, pobudka!
- nie śtaję! i niknie pod kołdrą, wystawiwszy marcepanowe piętki.
gonitwa za dziatwą, nękanie, popędzanie. Naburmuszone, złe, niewyspane. Za oknem czarno i zimno. A nawet jak nie czarno – w marcu wszak już jasno – to dalej zimno. Bardzo zimno.
Biegiem do kuchni. Mała wstawia mleko, pilnuje, Młody negocjuje jeście tjośkę się pobawię autkaaaaamiiiii!
czasu coraz mniej. Wyobraźnia pracuje, w tyle głowy frustracja rośnie. Wyjdziemy 15 minut później, to Młoda się spóźni do szkoły. O pracy już nie mówiąc. Wszyscy spod Warszawy, zdaje się, dowożą dzieci na 8 do Stolycy. Bo przedtem i potem się rozluźnia. Dołączamy więc do korowodu lemingów – z – Warszawy, którzy uciekłszy z Warszawy, do Warszawy co dzień wracają.
- jedz, bo zaraz wychodzimy!
-aje nie jeśtem guodny….
Mała tymczasem zastyga nad miską płatków z nosem w piśmie lub czymkolwiek. Poganiana idzie do łazienki, po myciu zębów cisza, biegnę na górę i przyłapuję ją na…. przeglądaniu książeczki! Szlag mnie trafia, wychodzę z siebie i już dwie nas krzyczy. Albo nie. We dwie stoimy nad Małą i spokojnie mówimy ile czasu zostało do pierwszej lekcji.
Tonem nastolatki (to już? to już?!?) no doooobraaaa idzie się czesać.
W końcu wszyscy zmordowani, zmęczeni, dopinamy kurtki, dowiązujemy buty, wciskamy plecaki na małe plecki, zbiegamy na dół do auta, wciskamy tatałajstwo do fotelików, za kierownicę, ziuuuuu… po kilometrze stajemy w ogólnym korku do Warszawy.
I teraz jest dopiero czas na spokojne pogadanie, co kto będzie robił tego dnia i dlaczego się boi iść do przedszkola. Dopiero wtedy.
tymczasem…
jak to może wyglądać w sezonie tzw ciepłym:
….. słoneczko przygrzewa i razi w oczka siedzącym przy porannym śniadaniu.
Zaspani, niedospani, mrużymy oczy i nieśpiesznie jemy sobie. Godzina – tak gdzieś przed 7 rano. Ale niezbyt dalekie przed.
Mała – płatki kukurydziane na mleku.
Młody – kaszę manną na mleku.
Pan Kikim – serek waniliowy i buła. Obowiązkowa herbata z toną cukru.
Ja – jakieś papruły owsiane z rodzynkami w kefirze. Obowiązkowa kawa z mlekiem.
Mycie zębów małej ekipy, czesanie blond warkoczyków wbrew właścicielce, i spokojnie pakujemy się do szkoły, przedszkola, pracy.
Kurtka, spodnie, buty, ochraniacz na szyję. Jeszcze kominiarka rano się przydaje.
Pan Kikim schodzi pierwszy coby tonę sprzętów Nielatów na Kikima załadować. A jest tego trochę – tornister, teczka z angielskim, plecak ze śniadaniem i zabawką, zapasowa kurtka, buty na przebranie na miejscu w szkole…
Ale luzik. Mamy jeszcze 45 minut. Odpalenie maszyn, posadzenie ekipy, sprawdzenie kasków na łebkach, sprawdzenie stanu swojego ubrania, kiwnięcie kaskami ja – Pan Kikim. Ruszamy? No to Ty pierwszy.
I jedziemy sobie. Brrrrummmm, brruummmm, po kilometrze znajomy korek, ale z boku miejsce, przejeżdżamy do skrzyżowania. Widzę jak Młody z przodu siedzący w foteliku na Kikimie łapką macha do kierowców. Dla tego Człowieka świat jest prawie zawsze piękny a ludzie – dobrzy. Wystarczy się uśmiechnąć i powiedzieć „CIEŃ DOBJI!”. Czasami krzyknąć, jak dorosły zbyt sobą zajęty.
Wyjazd na główną ulicę i ostrożna jazda po lewej kresce w stronę Warszawy.
Jedziemy kulturalnie, i puszkarze też. Z daleka nas widzą i zostawiają więcej miejsca. Machamy im w podziękowaniu i jedziemy dalej. Z tyłu za mną słyszę śpiew Małej lub strzępki rozmów z Ojcem – gadają przez Interkom. Słoneczko grzeje coraz mocniej, jest sucho i nawet przy budowie za bardzo nie nosi motocyklem choć Polskim zwyczajem rozjeżdżone błoto i piasek nieposprzątany.
Jeszcze parę zakrętów, wjazd na chodnik i oto jesteśmy przed szkołą.
20 minut jazdy.
Spokojny rodzinny poranek.
40 minut późniejsza pobudka.
Jazda motocyklem!
I cały dzień już wygląda inaczej
Szerokości!
PS – nie jesteśmy jedyni. Naliczyłam tego poranka jeszcze 3 takich jak my. Z małymi plecaczkami z tyłu.
Tagi: dziecko i motocykl
No aż się rozmażyłem… To jak na reklamach płatków sniadaniowych w TV: wszyscy usmiechnięci, nikt się nie spieszy…
Gdyby nie to że to ja występuje w tej reklamie to bym chyba nie uwirzył
mogę Cię uszczypnąć, jak chcesz
aaaaaaaaaaaaaaale miło
Dziś wyjazd o 7:42. W szkole niewiele po 8:00. Do rozpoczęcia lekcji multum czasu. Na spokojnie, bez nerwów i z przyjemnością. Oby tak dalej
No dziś to była masakra na Puławskiej. Jedne ze świateł działały w trybie 100% czerwonego więc korek był niebotyczny. Gdyby nie moto to byśmy do przedszkola nie dojechali…